04 grudnia 2006

Meczety są naszymi koszarami

Źródło: Rzeczpospolita: Meczety są naszymi koszarami
02.12.2006

W kalendarzu premiera Erdogana nie było początkowo miejsca na spotkanie z Benedyktem XVI. Wszyscy wiedzieli, że zmieni zdanie, dając uprzednio sygnał swym zwolennikom, jaki jest twardy wobec przybysza z chrześcijańskiej Europy, która kręci nosem i utrudnia Turcji włączenie się w proces integracji




Cztery dni pielgrzymki Benedykta XVI do Turcji przejdą do historii. Przede wszystkim dlatego, że papież nie tylko przekroczył próg meczetu, ale się w nim modlił. Rzecznik papieski twierdził wprawdzie, że Benedykt wzniósł swe myśli ku Bogu, ale turecka telewizja pokazała wyraźnie jak poruszał ustami. Położył też dłoń na ceramice z imieniem Allaha i wezwał do modlitwy za braterstwo całej ludzkości. To posłanie skierowane do świata islamu przesłoniło wszystkie inne, które głosił Benedykt XVI przez kilka dni swego pobytu w Turcji. Zdjęcia z tego wydarzenia obiegły w ostatnim dniu papieskiej wizyty całą turecką prasę.

Wcześniej na pierwszych stronach pojawił się uśmiechnięty papież podtrzymujący turecką flagę, a w dzień po wylądowaniu w Ankarze wszystkie media informowały do znudzenia, że Benedykt XVI wspiera tureckie aspiracje do członkostwa w Unii Europejskiej. Trudno o bardziej spektakularny sukces papieskiej wizyty. - Tego się nikt nie spodziewał - mówi Fulya Ozerkan, dziennikarka jednego z anglojęzycznych tureckich dzienników.

Czas wolny Benedykta XVI

Program papieskiej wizyty podzielono na część oficjalną i prywatną. Pierwsza obejmowała spotkania z przedstawicielami władz państwowych, natomiast niektóre punkty drugiej części określono w materiałach oficjalnych - na przykład uczestnictwo w mszy w kaplicy Matki Boskiej w Efezie - jako czas wolny. Pobyt w meczecie sułtana Ahmeda został także zakwalifikowany jako prywatna część wizyty. Już taki podział sprawiał, że Benedykt XVI poruszał się w Turcji, balansując na linie. Tym bardziej że nie tak dawno wygłosił w Ratyzbonie wykład, który zarówno w Turcji, jak i w całym świecie muzułmańskim interpretowano jako wyraz szczerej dezaprobaty dla islamu.

Can ma 26 lat i skończone studia prawnicze. Na Uniwersytecie Gazi studiuje podyplomowo finanse. Pracuje też dorywczo w D & R, największej księgarni na Bliskim Wschodzie, położonej w dzielnicy Kavaklidere w Ankarze. Trudno posądzać go o sympatie dla tureckich islamistów, których uważa za relikt przeszłości. Gdy jednak pytam o wizytę Benedykta XVI, mówi bez wahania, że papież nie ma czego w Turcji szukać. Dlaczego? - Bo nie lubi muzułmanów, a muzułmanie nie lubią jego. Takie opinie prezentowali w Turcji wszyscy, taksówkarze i politolodzy, politycy i sprzedawcy gazet. Nie zmienili ich nawet pod wpływem pozytywnych przekazów tureckich mediów.

Can oparł swą ocenę papieża na przemówieniu w Ratyzbonie. Początkowo nie dowierzał nieco opiniom prasy tureckiej, ale jego wątpliwości rozwiały informacje z BBC. - Mało mnie w gruncie rzeczy obchodzi i papież, i rodzimi islamiści, ale to, co powiedział na temat islamu, zabrzmiało źle - przekonuje. Pokazuje dwie książki, które ukazały się przed pielgrzymką. Autorem dzieła zatytułowanego "Papież to idol" był doradca ministra ochrony środowiska. Skoncentrował się na nadużyciach urzędu papieskiego w okresie średniowiecza. Kosztowało go to utratę pracy, bo minister w geście dobrej woli zdymisjonował swego doradcę tuż przed przyjazdem papieża. Ma się za to dobrze publicysta Yucel Kaya, którego książka "Kto zabije papieża w Istambule? Zamach na papieża", sprzedała się świetnie. Nie tylko dlatego, że przedstawiała fikcyjny zamach, ale dlatego, iż jest przy okazji kompendium tureckich teorii spiskowych.

Zamach na Turcję

Są wszechobecne. Prawie 3 tys. dziennikarzy przybyłych do Turcji z papieżem spotykało się z nimi na każdym kroku. Te same media, które później wychwalały Ojca Świętego, nie stroniły wcześniej od przypuszczeń, że powtórzy on w Turcji kontrowersyjne słowa swego wykładu w Ratyzbonie, bo dialog między religiami wyobraża sobie jako konfrontację.

Nie brak było przewidywań, że wzorem Pawła VI Benedykt XVI pomodli się w Hagii Sophii, czyli kościele Mądrości Bożej, przekształconym w meczet po zdobyciu przez Turków Konstantynopola. Od czasów Ataturka pełni funkcję muzeum, dając dowód świeckości republiki tureckiej. Ostrzegano, że papieska modlitwa w tym miejscu mogłaby oznaczać, że chrześcijanie pragną odzyskać swą dawną świątynię.

Takich i podobnych teorii spiskowych było co niemiara. Kolejna głosiła, że prawdziwym celem przyjazdu papieża do Turcji jest pragnienie zjednoczenia Kościoła katolickiego z prawosławnym pod pretekstem ekumenizmu, aby zbudować w ten sposób przyczółek dla religii chrześcijańskiej, rozbić islam i podporządkować Turcję Unii Europejskiej na warunkach Brukseli. Nie brakowało opinii, że Unia pragnie rzucić Turcję na kolana i zmusić ją do zmiany stanowiska w sprawie Cypru. Pogłoski, plotki i liczne teorie spiskowe są od dawna częścią politycznego krajobrazu Turcji i trzeba się z nim liczyć - przekonuje jeden z unijnych dyplomatów w Ankarze. W tych warunkach nie powinny były nikogo dziwić manewry premiera Erdogana, w którego kalendarzu nie znalazło się początkowo miejsce na spotkanie z Benedyktem XVI. Było do przewidzenia, że zmieni zdanie, dając uprzednio sygnał swym zwolennikom, że jest wystarczająco twardy wobec Ojca Świętego. Przybysza z chrześcijańskiej Europy, która kręci nosem i utrudnia Turcji jak może włączenie się w proces integracji. - A przecież Turcja nie różni się zasadniczo od Rumunii czy Bułgarii, przynajmniej w sferze gospodarczej - przekonuje Seyf Taszan, dyrektor Instytutu Spraw Zagranicznych Uniwersytetu Bilkent.

Kilka etapów

Ankara, Efez, Stambuł - to etapy papieskiej pielgrzymki. Każdy z nich miał inny wymiar. W Ankarze traktowano Benedykta XVI wyłącznie jako prezydenta Watykanu. Tak to zresztą zapisano w programie. Nie był w stolicy Turcji Jego Świątobliwością, lecz Jego Ekscelencją. Duszpasterzem i głową Kościoła katolickiego był już w Efezie. Przed kaplicą Matki Boskiej, w miejscu, gdzie matka Jezusa spędziła ostatnie lata swego życia, zabrał głos jako obrońca praw chrześcijan w Turcji. - Tak odebrałem słowa papieża wygłoszone w czasie homilii, kiedy wymienił nazwisko ojca Andrei Santoro zamordowanego w Trabzonie przez islamskiego fanatyka po publikacji w Europie karykatur Mahometa - podzielił się swą opinią z reporterem " Rz" Terrty May, 60-letni Irlandczyk osiadły w Turcji i posiadający od kilkunastu lat tureckie obywatelstwo. Ma niewielką nadzieję, że papieska wizyta przyczyni się do zmiany prawodawstwa dyskryminującego chrześcijan i inne mniejszości religijne. - Nasza katolicka wspólnota w Bodrumie od lat ubiega się bezskutecznie o zezwolenie na budowę niewielkiego kościoła. To nie są z pewnością standardy europejskie - tłumaczy.

O czym mówi Irlandczyk, wie dokładnie rezydujący w Iskanderunie biskup Luigi Padovese. Na jedną z petycji otrzymał niedawno z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych odpowiedź następującej treści: "Nic nam nie wiadomo o istnieniu Kościoła katolickiego w Turcji". Wśród ponad 100 tys. tureckich chrześcijan katolików jest około 40 tys. Dwa razy więcej jest członków kościołów ormiańskich, prawosławnych zaś zaledwie 4 tys. To właśnie na zaproszenie głowy Kościoła prawosławnego, patriarchy Bartłomieja I, gościł w Stambule Benedykt XVI. Wspólna deklaracja papieża i Bartłomieja I, przywódcy prawie 300 mln wyznawców prawosławia na świecie, była spełnieniem ekumenicznego etapu papieskiej pielgrzymki. Zgodnie z planami miała to być jej najważniejsza część - symbol dalszych wysiłków na drodze pojednania dwu Kościołów, których drogi rozeszły się właśnie w tym miejscu, w Konstantynopolu splądrowanym przez krzyżowców w 1204 r. Po drodze była jednak Ratyzbona. Dlatego wpisana w ostatniej chwili do programu wizyta w Błękitnym Meczecie w Stambule ukradła cały show, tym bardziej że papież pomodlił się w muzułmańskiej świątyni, kierując tym samym posłanie do świata muzułmańskiego. Jak się okazało, w meczecie tym gościł w 1979 r. Jan Paweł II. Zrobił to jednak tak dyskretnie, że opinia publiczna dowiedziała się o tym fakcie dopiero w czwartek. Dotychczas uważano, że to w Damaszku Jan Paweł II jako pierwszy papież w historii przekroczył próg muzułmańskiej świątyni.

W cieniu Unii Europejskiej

Wizyta papieża w Turcji zbiegła się z kryzysem w stosunkach między Ankarą a Brukselą. By wywrzeć presję na Turcję, która odmawia otwarcia swych portów dla statków cypryjskich, Unia zawiesiła negocjacje akcesyjne w kilku rozdziałach i osłabiła ich tempo w pozostałych.

Na reakcję Ankary nie trzeba było długo czekać. Prezydent zawetował ustawę o fundacjach, na podstawie której Kościół prawosławny i inne wspólnoty religijne mogłyby ubiegać się o zwrot skonfiskowanych kiedyś majątków. Ustawa ta miała być swego rodzaju wianem Ankary na grudniowy szczyt UE. Podobnie jak obietnica nowelizacji słynnego artykułu 301 kodeksu karnego przewidującego więzienie za obrazę uczuć narodowych, w tym twierdzenie, że ludobójstwo Ormian miało jednak miejsce. - Trzeba to zmienić, bo szkodzi wizerunkowi Turcji na świecie - ogłosił niedawno minister spraw zagranicznych Abdullah Gull.

To wielkie kroki, których nie należało się spodziewać po premierze Recepie Tayyipe Erdoganie i jego Partii Sprawiedliwości i Rozwoju, wywodzącej się z ruchu islamskiego. Tym bardziej że ten sam Erdogan jeszcze jako burmistrz Stambułu, we wrześniu 1998 r., wygłosił słynne zdanie będące prawdziwą deklaracją ruchu islamistów: - Meczety są naszymi koszarami, minarety naszymi bagnetami, kopuły meczetów hełmami, a wierni naszymi żołnierzami.

Słowa te zostały uznane za wezwanie do obalenia konstytucji gwarantującej laicki charakter państwa. Przyszły premier skazany został na cztery miesiące więzienia, które odsiedział. Od tego czasu zmienił kurs i prezentuje się jako zagorzały zwolennik przemian demokratycznych w Turcji. Demokracja jest w jego pojęciu tożsama z przyznaniem większych praw wyznawcom islamu, czyli praktycznie wszystkim obywatelom. Gwarancją demokratycznego rozwoju ma być członkostwo Turcji w Unii Europejskiej. Taka argumentacja wzbudza podejrzenia wojskowych, którzy uważali się zawsze za strażników laickiego charakteru Turcji oraz wykonawców woli Kemala Ataturka. Wychodząc z tego założenia, przejmowali raz po raz władzę w obronie konstytucji zagrożonej przez islamistów. Ci zaś z kolei nie chcą zaakceptować faktu, że w islamskim kraju nie ma praktycznie żadnych ograniczeń w spożywaniu alkoholu. Za to urzędników obowiązuje zakaz używania w budynkach publicznych strojów religijnych, nie wyłączając islamskich chust.

Te tureckie dylematy miały wyraźny wpływ na ocenę papieskiej pielgrzymki przez rząd i tureckie media. Ocenę pozytywną, w której Benedykt XVI występuje jako nawrócony przyjaciel Turcji i islamu. - To propaganda. Papież się w Turcji nie zmienił - mówi Ali Szeket, właściciel kiosku z gazetami w Stambule.

Piotr Jendroszczyk ze Stambułu