Cierpią w samotności - Chrześcijanie na celowniku
08.08.2006
Czasem przez serwisy agencyjne przemknie doniesienie o duchownym zamordowanym w Azji czy Afryce. Tak jak w kwietniu tego roku o włoskim księdzu Andrei Santoro, którego w czasie modlitwy zabił młody Turek, wykrzykując podczas oddawania strzałów "Allah jest wielki!".
Zdarzają się, nie na pierwszych stronach gazet, teksty o prześladowaniach wiernych Watykanowi katolików z Chin czy o rzeziach chrześcijan i paleniu ich świątyń w Indonezji.
Chrześcijanie w krajach niechrześcijańskich cierpią w samotności. Syty i coraz bardziej odcinający się od chrześcijańskich korzeni Zachód nie interesuje się nimi. Czasem następuje chwilowe przebudzenie. W marcu zachodnia opinia publiczna, przekonana że wiara jest prywatną sprawą każdego człowieka, usłyszała o Abdulu Rahmanie, Afgańczyku, który miał być ścięty w swojej ojczyźnie za to, że zmienił wiarę z islamskiej na chrześcijańską.
Jak to? Zaczęli się nagle denerwować Europejczycy, my wspieramy militarnie i finansowo Afganistan, a tam panuje takie barbarzyństwo. Nie tylko nadal wykonuje się wyroki śmierci, ale jeszcze z powodów religijnych, tak mało ważnych. Nacisk Zachodu tym razem był skuteczny, Abdul Rahman uciekł spod topora, trafił do Włoch. Ale w Afganistanie i wielu innych krajach islamskich przejście na chrześcijaństwo nadal uważa się za największą zbrodnię.
Może jeszcze kiedyś Zachód wstawi się za kolejnym Abdulem Rahmanem, ale masowego współczucia dla chrześcijan prześladowanych w dalekich krajach bym się nie spodziewał. Zachód nie tylko odchodzi od wiary przodków, ale coraz bardziej się jej wstydzi, szydzi z niej i jej symboliki. W wielu krajach przyznawanie się do wiary, zwłaszcza katolickiej, jest nietaktem towarzyskim. Chrześcijanie nie tylko w Sudanie, Arabii Saudyjskiej, Egipcie, Indonezji, Chinach, Indiach, Nigerii czy Afganistanie są na celowniku.
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home