15 sierpnia 2006

Najłatwiej zabić w czasie modlitwy - Chrześcijanie na celowniku

Źródło: Rzeczpospolita: Najłatwiej zabić w czasie modlitwy - Chrześcijanie na celowniku
08.08.2006ISLAMSCY BOJOWNICY PALĄ WIOSKI CHRZEŚCIJAN, ZABIJAJĄ I GWAŁCĄ, A OCALAŁYCH BIORĄ W NIEWOLĘ, BY SPRZEDAĆ ICH ZA KILKANAŚCIE DOLARÓW
(c) FOT: AP/JEAN-MARC BOUJU

ARCYBISKUP CANTERBURY ROWAN WILLIAMS ROZDAJE ŻYWNOŚĆ DZIECIOM NA POŁUDNIU SUDANU
(c) FOT: AP/ABDUL RAOUF

W SUDANIE MUZUŁMANIE BEZKARNIE MORDUJĄ KSIĘŻY. ŚWIAT WCIĄŻ MILCZY
(c) FOT: PAP/EPA/MIKE NELSON



"Większość dzieci to sieroty, prawie wszystkie kobiety to wdowy. Jesteśmy okaleczeni przez spadające bomby i w wyniku napadów. Niektórzy z nas nie maja rąk, nóg. Dziesiątkuje nas malaria, dyfteryt, gruźlica, a przede wszystkim głód. Nie ma tu wody, szpitala, szkoły, transportu. Nie ma niczego"


Te słowa usłyszałam od ocalałych chrześcijan z wioski Lasu w południowym Sudanie. Kilka dni wcześniej wioskę zaatakowały bombowce wysyłane przez muzułmański rząd tego kraju. - Dźwięk nadlatujących antonowów ich paraliżuje. Nigdy nie wiadomo, gdzie spadnie bomba, nigdy nie wiadomo, kogo za chwilę zabije - opowiada z wielkim wysiłkiem biskup Mazzolari z tutejszej diecezji Rumbek. Jest ciężko chory, po kilku zawałach, mimo to postanowił nie opuszczać swoich wiernych w dramatycznych chwilach.

Inny biskup Erkolano Lodu Tombe z diecezji Yei Ataki mówi, że ataki z powietrza zaczynają się najczęściej podczas mszy: - Wiadomo, że wszyscy są w jednym miejscu, stają się łatwym celem. Można wtedy zabić szybciej i łatwiej dużą grupę ludzi. Dlatego najczęściej odprawiamy msze święte w nocy.

Przy okazji krótkiego pobytu w jego zrujnowanym miasteczku idę na targ, aby sfilmować lokalny koloryt. Nagle wśród ludzi wybucha panika: krzyki przerażenia, płacz, plac szybko pustoszeje. Nie wiem, co się dzieje. Dopiero po chwili dobiega dźwięk nadlatującego samolotu. Tym razem oddech ulgi - to nie bombowiec, lecz mały zwiadowczy samolot ONZ. Gdy wszystko się uspokaja, przewodnik pokazuje na środku targowiska trzy głębokie leje po bombach. Kilka tygodni wcześniej zginęło w tym miejscu kilkadziesiąt osób, głównie kobiet i dzieci.

Historia wojny w Sudanie sięga końca lat 50., kiedy to ta była kolonia brytyjska ogłosiła niepodległość. Radość z wolności była jednak krótka, dla chrześcijan rozpoczął się czarny rozdział historii. W imię narodowej jedności zaczęto szerzyć islam i język arabski. Misjonarzy wypędzono, a angielski, będący do tej pory językiem oficjalnym, w szkolnictwie został zastąpiony arabskim. W 1983 roku rząd w Chartumie wprowadził szariat jako prawo obowiązujące w całym kraju.

Bierzcie dobra niewiernych

Prześladowani Afrykańczycy z południa - chrześcijanie i animiści - zbuntowali się przeciw Arabom - muzułmanom z północy. Ale siły były nierówne. Islamska armia z północy obracała wioski w popiół, wcześniej je grabiąc.

- Rząd mówi im: "idźcie i bierzcie, cokolwiek możecie wziąć siłą", uzbrajając ich w broń automatyczną, dając amunicję, a nawet rządowych komendantów i przewodników, którzy ich prowadzą. Robią im pranie mózgu, cytując Koran: "Możecie iść i wziąć w posiadanie dobra niewiernych, ponieważ jest to święta wojna" - opowiada biskup Gassiss z El Obeid.

Wojna trwała ponad 20 lat. Kosztowała co najmniej dwa miliony istnień ludzkich. Ponad trzy miliony uciekinierów straciło dach nad głową, osiem milionów nie ma środków do życia. Niezliczone ilości sierot, zgwałconych kobiet, tysiące wziętych w niewolę, sprzedawanych później po 15 dolarów za głowę.

- Tutejsi ludzie nie są w stanie podnieść głosu, aby upomnieć się o swoje prawa. Oni nawet nie wierzą, że mają jakieś prawa. Myślą, że z niewolnictwa nie ma wyjścia, że oprócz wojny nie ma dla nich innego sposobu na życie. Myślą, że urodzili się po to, by być ofiarami czystek, głodu, nędzy i chorób - tłumaczy biskup Mazzolari. Afrykańczyków muzułmanie z północy nazywają po arabsku Abid, czyli niewolnik.

Koran na lekcji matematyki

W szkołach nawet na lekcjach matematyki cytowany jest Koran. Książki do historii są zakłamane. Autorzy zupełnie pominęli w nich te okresy, w których Sudan był chrześcijański. Dziecko, które nie ma wsparcia w swojej rodzinie bądź w Kościele, łatwo przyjmie te kłamstwa jako prawdę i stanie się muzułmaninem - mówi kardynał Gabriel Zubeir Wako, arcybiskup Chartumu.

A Sudan może się pochwalić jedną z najdłuższych historii chrześcijaństwa na kontynencie afrykańskim. - Już na początku VI wieku te tereny były schrystianizowane przez misjonarzy wysłanych przez bizantyjskiego cesarza Justyniana i jego żonę Teodorę. W VII wieku było to jedno silne i świetnie prosperujące chrześcijańskie państwo, znane jako Królestwo Nubii - wyjaśnia archeolog profesor Tadeusz Głogowski. Kościół był tam strażnikiem tradycji i języka.

W latach 70. ubiegłego wieku polski archeolog profesor Kazimierz Michałowski odkrył w północnym Sudanie w Farras przepiękny kościół bizantyjski z V wieku ze świetnie zachowanymi freskami ściennymi i manuskryptami. Część tych fresków można podziwiać w Muzeum Narodowym w Warszawie. Odkrycia te nie pozostawiają wątpliwości, że Nubia miała charakter chrześcijański, bizantyjski.

Inwazja arabska położyła kres chrześcijaństwu na tych terenach na przeszło 300 lat. Muzułmanie torturowali i zabijali biskupów i kapłanów, a ludność zmuszali do przejścia na islam, a kościoły zamieniono w meczety. Dopiero pod koniec wieku XIX chrześcijaństwo ponownie zawitało na te tereny wraz z przybyciem misjonarzy.

Świat milczy

Sytuacja chrześcijan z południa pogorszyła się, gdy w latach 80. odkryto w tej części Sudanu wielkie złoża ropy. Wcześniej władze z Chartumu prowadziły tu czystki etniczne i religijne, teraz zaatakowały z dodatkowego powodu: ekonomicznego.

Pola naftowe władze oddały w dzierżawę światowym koncernom. - Kanadyjski Talisman był największy, potem Total-Fina-Elf, firmy ze Szwecji, Austrii, Chin, Malezji. Talisman myśli, że my jesteśmy nierozgarnięci. Mówią, że odsprzedali swoje udziały Hindusom. Ale pracownicy - kim są? Kanadyjczykami - mówi biskup Gassiss z El Obeid. - Dochód z tego jest olbrzymi; nie przeznacza się go jednak na rozwój kraju, lecz na zakup broni i samolotów, na wzmocnienie armii, aby mogła zdobywać kolejne tereny. Jeśli toczący się obecnie proces pokojowy skończy się fiaskiem, to dojdzie do wielkiego rozlewu krwi.

Wojna się oficjalnie skończyła. W styczniu 2005 roku obie strony podpisały porozumienie pokojowe. Na temat tego, co się dzieje w południowym Sudanie, panuje cisza. Cisza była i przez przeszło 20 lat wojny.

Zadziwia fakt, że świat, tak przejęty prawami człowieka i zwierząt, milczy na temat milionów ofiar w środku Afryki.

- Zastanawiam się, dlaczego na konflikt w Bośni świat tak żywo zareagował. Widziałem, jak wszyscy przejmowali się losem tamtejszych uchodźców, ile pomocy z całego świata tam poszło. Tymczasem my jesteśmy bombardowani, umieramy, giniemy, rozpaczamy, to wygląda jak scena biblijna: "my płaczemy, a wy nie płaczecie razem z nami, śpiewamy i tańczymy, a wy nie odpowiadacie". Dlaczego? Dlaczego tak się dzieje? - zadaje mi pytanie biskup Joseph Abangite Gasi z diecezji Tombura-Yambio.

Zamiast mnie odpowiada biskup Erkolado Lodu Tombe: - Nikt się nami nie interesuje, bo jesteśmy ofiarami zysków, które można osiągnąć w Sudanie. Jeśli świat będzie jedynie światem interesów, to jesteśmy na skraju przepaści. Jednak wspólnota międzynarodowa nie może się uchylić od odpowiedzialności za wojnę w Sudanie. Biskupi skarżą się, że świat milczał w czasie wojny. Milczy nadal.