12 kwietnia 2006

Kto dla kogo pracuje - czyżby opis Radio Maryja

Źródło: Rzeczpospolita
08.04.2006

Może już umarłem, tylko mi nikt o tym nie powiedział?

Piszę to, co poniżej, z nawyku - nie mając odpowiedzi, czy jeszcze mnie tu potrzebują. Nie było dla mnie, stałego felietonisty, miejsca akurat w numerze z obroną maccartyzmu, numerze poświęconym papieżowi, który mnie znał od roku 1956 i od którego jeszcze w roku 1997 dostałem w liście z odręcznym podpisem króciutką recenzję z mojej "Wiosny Europy"; całe lata 80. jeździłem po Polsce, od Przemyśla po Gorzów i Szczecin, mówiłem, co niesie nauczanie społeczne Kościoła, znowu teraz prawie zapomniane. Może już umarłem, tylko mi nikt o tym nie powiedział? Ale ostatni felieton zawodowiec napisać powinien jeszcze z trumny...

W roku 1997, dokładnie 9 lat temu, pisałem dla "Pressu" Andrzeja Skworza "Kto pracuje dla Primakowa" - rzekomą przejętą instrukcję Primakowa z czasów, gdy kierował wywiadem, dla jego ludzi w Polsce:

"Traktujemy z najwyższą powagą niebezpieczeństwo, że Polska może zostać członkiem NATO i tym samym raz na zawsze wyjść poza sferę naszej kontroli. Jej przyjęcie do NATO być może w ogóle uniemożliwi nam odzyskanie kraju, mającego dla Rosji szczególne znaczenie. Dlatego deklarację Borysa Jelcyna, że zrobimy wszystko, co możliwe, by zapobiec rozszerzeniu NATO, należy rozumieć, towarzysze, jako zobowiązanie do podjęcia wszelkich działań dla realizacji tego celu.

Bezpośrednie nasze protesty i groźby mogą nie odnieść większego skutku. Jedyne skuteczne przeciwdziałanie wejściu Polski do NATO podjąć można tylko na terenie jej samej i siłami jej obywateli, tak by przekonać ogół polskiego społeczeństwa o szkodliwości połączenia z Europą Zachodnią.

Nie mogą takiego przeciwdziałania podjąć ludzie, których łatwo rozszyfrować jako naszych "agentów wpływu", jako ludzi od nas zależnych lub takich, których moglibyśmy szantażować. Należy wyszukać, pobudzić i wesprzeć ludzi, którzy będą wiarygodnie powoływali się na swe patriotyczne uczucia i na swą wierność Kościołowi katolickiemu.

Byłoby wskazane, żeby to byli ludzie identyfikowani z Kościołem, ale na tyle organizacyjnie od Kościoła niezależni, by jego zwierzchnicy nie mogli bezpośrednio skarcić ich, przywołać do porządku ani zablokować ich aktywności. Powinni być to ludzie wygórowanej ambicji własnej, próżni, podatni na pokusę rozgłosu, a sfrustrowani nie dość wysoką pozycją społeczną i tym samym naładowani naturalną agresją. Należy dla ich wsparcia posłużyć się w pewnym ograniczonym stopniu naszymi ludźmi z kręgu dawnego Paksu, pilnując jednak, żeby nie wysuwali się za bardzo na czoło i nie zostali w swych rolach rozpoznani.

Byłoby ideałem, żeby ta działalność przekształciła się w ruch religijny o charakterze sekty, z własnym duchowym przywódcą, niezależny od biskupów, a przenikający aż do poziomu parafii i zdolny budować własne, odrębne w stosunku do hierarchii Kościoła struktury. Kiedy ruch taki uzyska dostęp do masowych środków przekazu, a więc własną rozgłośnię radiową, stację telewizyjną lub gazetę, strategicznym celem powinno być zdobycie w możliwie najkrótszym czasie takich wpływów, by zwierzchnicy Kościoła musieli się z tym ruchem liczyć, przekonani, że reprezentuje on głos ludu.

Ruch ten winien posługiwać się językiem religijnym, deklarować każdym słowem nie tylko wierność, ale i najwyższe zaangażowanie w służbę ukochanej przez Polaków Matce Bożej, nieść swoim potencjalnym zwolennikom ciepło chrześcijańskie i pomoc duchową. Należy więc kierować się przede wszystkim do ludzi dotkniętych poczuciem krzywdy, niezaradnych, zagubionych, samotnych, podtrzymywać w nich te uczucia i przedstawiać się jako jedyni przyjaciele, zdolni do współczucia i zrozumienia.

Dopiero wtedy należy wpajać im poglądy, odpowiadające naszym interesom - nie trzeba się obawiać porównywania Brukseli do Moskwy, trzeba wytworzyć poczucie równości między tymi "źródłami dyktatu". Dla skompromitowania Polski wobec Zachodu trzeba, ile razy się da, operować hasłami i wyzwiskami antysemickimi. Należy pozyskać jak najwięcej zwolenników, przyjmujących do wierzenia podawane im argumenty i wyznających je bez dyskusji. Mają oni modlić się przede wszystkim za swego przywódcę duchowego i ślepo go słuchać, wierząc każdemu słowu. Nawet zdemaskowany, ten ruch na tyle rozbije Kościół polski i posieje tyle zamieszania, by warto było podjąć wysiłki".

Stefan Bratkowski