11 października 2006

Rosjanie nadchodzą - rosyjskie inwestycje

Źródło: Spiegel: Rosjanie nadchodzą - rosyjskie inwestycje
10.10.2006

Rozpoczynając oficjalną wizytę w Niemczech, Władimir Putin nie przyjeżdża po prośbie, ale jako inwestor
Za pomocą miliardów z ropy naftowej i gazu prezydent Władimir Putin chce w wielkim stylu nabyć udziały w kluczowych gałęziach niemieckiego i europejskiego przemysłu. Podczas wizyty w Berlinie spotka się jednak ze sceptyczną panią kanclerz. Czy niemiecka gospodarka zejdzie na drugi plan?
Rozpoczynając oficjalną wizytę w Niemczech, Władimir Putin nie przyjeżdża po prośbie, ale jako inwestor. Od dawna nie chodzi wyłącznie o to, czy wielkie niemieckie firmy, jak E.on czy BASF, mogą uczestniczyć w eksploracji rosyjskich złóż gazu. Teraz wiatr wieje z innego kierunku. Wkrótce gospodarstwa w Północnej Nadrenii-Westfalii lub Bawarii mogłyby płacić rachunki za gaz i olej opałowy rosyjskim firmom, które naciskają na to, by mogły wreszcie nabywać udziały w niemieckich koncernach.


fot. AP


Ten niesłychany impet, z jakim dokonał się zwrot w stosunkach gospodarczych, jako pierwsze dostrzegło rosyjskie lobby w niemieckiej gospodarce. „Rosyjskie firmy będą coraz aktywniej działać za granicą – uważa Klaus Mangold, przewodniczący Komisji Wschodniej Niemieckiej Gospodarki. – Bez znacznych inwestycji za granicą Rosjanie nie będą w stanie wypełnić luki w kluczowych dziedzinach swojego przemysłu, dzielącej ich od zachodnich konkurentów”.

Wydaje się, że Putin widzi sprawy podobnie. Pod jego reżyserią państwowe koncerny chcą w wielkim stylu nabywać udziały w europejskim przemyśle. Pieniędzy im nie brakuje.

Trwająca od lat hossa na ropę i energię wypełniła po brzegi kasę bogatego w surowce kraju. A teraz Kreml razem z rosyjskimi biznesmenami o miliardowych majątkach z Moskwy czy St. Petersburga gorączkowo poszukują lukratywnych inwestycji w zachodnioeuropejskiej energetyce, przemyśle chemicznym, lotniczym czy ciężkim.

Podczas posiedzenia w czerwcu rząd rosyjski ogłosił „skok w globalną gospodarkę”. Tę ofensywę kupiecką rosyjska prasa opisuje już w stylu godnym wojskowych podbojów. Gazprom, czwarty pod względem wartości giełdowej koncern świata, chce kupić brytyjską firmę energetyczną Centrikę. Państwowy Wniesztorbank za prawie 800 milionów euro nabył pięć procent w europejskim koncernie kosmicznym i lotniczym EADS. Stalowy koncern Siewierstal kierowany przez Aleksieja Modraszowa przejął włoskiego konkurenta Lucchini.

Ale na samej górze listy zakupów znajdują się niemieckie firmy. Kiedy Putin zajedzie z oficjalną wizytą do Drezna czy Monachium, znów przedstawi kanclerz Angeli Merkel swój ulubiony pomysł. Niemieckie koncerny samochodowe, chemiczne czy budowy maszyn mogłyby w znacznie większym stopniu angażować się na rosyjskim rynku. W zamian Putin SA miałaby udziały w niemieckich elektrowniach, w dostawcach dla przemysłu motoryzacyjnego czy w przemyśle lotniczym.

W końcu gospodarki Rosji i Unii Europejskiej stopiłyby się w jeden blok, zamieszkany przez 600 mln ludzi, który w globalnej konkurencji mógłby dotrzymać kroku ekspansji gospodarczych mocarstw: Chin i Indii.

Ale poglądy, które Kreml podnosi do rangi strategii właściwej dla globalnych rynków XXI wieku, wywołują w Berlinie mieszane uczucia.

Minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier, tak jak jego niegdysiejszy mentor Gerhard Schröder, zaleca przyjmować Rosjan, z otwartymi ramionami. (…) Za cel swojej polityki wschodniej uważa „nieodwołalne związanie Europy z Rosją”, włącznie ze strefą wolnego handlu.

Natomiast pani kanclerz obserwuje ten proces z wyraźnym sceptycyzmem, chociaż sama od czasu objęcia prawie rok temu stanowiska szefa rządu darzy Rosjan większą przyjaźnią. Jej zdaniem granica powiązań z Rosją zostałaby osiągnięta tam, gdzie mogłoby to zagrażać sojuszowi z Ameryką. Termin „strefa wolnego handlu” wywołuje u niej skojarzenia raczej ze Stanami Zjednoczonymi niż z Moskwą.

Ścisłe gospodarcze powiązania z Rosją narzucają wiele pytań – zdają sobie z tego sprawę zarówno Steinmeier, jak i pani kanclerz. Czy Niemcy stałyby się jeszcze bardziej uzależnione od rosyjskich surowców, gdyby Moskwa miała współdecydujący głos w zarządach niemieckich koncernów energetycznych? Jak dalece można wiązać się z gospodarką, która w międzynarodowych rankingach figuruje jako jedna z najbardziej skorumpowanych na świecie? A przede wszystkim czy sojusz z Moskwą nie doprowadzi automatycznie do oddalenia od USA?

Dyplomatów w Berlinie przeraża zwłaszcza to, że państwo w większym niż kiedykolwiek stopniu kieruje rosyjskimi koncernami. Jeśli rosyjskie firmy nabędą udziały w niemieckich przedsiębiorstwach, wzrośnie również wpływ Kremla w centralach niemieckich firm – a tym samym niebezpieczeństwo, że Rosja będzie używać swoich udziałów jako środka nacisku dla osiągnięcia politycznych celów.

(…) „Kiedyś niemieckie firmy zastanawiały się, czy mogą odważyć się na inwestycje w Rosji, dzisiaj zastanawiają się, czy mogą odważyć się na wpuszczenie Rosjan do siebie” – wyjaśnia były ambasador Niemiec w Moskwie Hans-Friedrich von Ploetz.

Z odpowiedzią na to pytanie nie można dłużej zwlekać. Dla rosyjskich menedżeró, zahartowanych jak stal w krwawej łaźni błyskawicznej prywatyzacji za czasów Borysa Jelcyna, wykształconych w wielu przypadkach na najlepszych akademiach ekonomicznych USA i Wielkiej Brytanii, własny kraj już dawno stał się za ciasny. W pierwszej połowie 2006 roku rosyjskie inwestycje bezpośrednie na całym świecie osiągnęły rekordowy poziom 13 miliardów dolarów.

Rosjanie zdominowali turystykę w Namibii, ożywili stare powiązania z Kubą i nazywają Czarnogórę, której eksport w osiemdziesięciu procentach kontroluje przez swoją hutę aluminium oligarcha Oleg Deripaska, „przedmieściem Moskwy”.

Rosyjski koncern naftowy Łukoil kupił sieć stacji benzynowych w Ameryce, u niegdysiejszego wroga z czasów zimnej wojny. Teraz, pod kierownictwem Wagita Alekperowa, bliski jest nabycia za miliard dolarów od Kuwejtczyków rafinerii w Rotterdamie, pozostawiając w pobitym polu konkurentów z Europy Zachodniej i Ameryki Południowej.

Najbliższy słońcu Kremla jest Gazprom. Nie ma tygodnia, by w moskiewskich gazetach nie ukazały się pochwalne artykuły o zakończeniu nowej inwestycji czy nowym ambitnym planie. Nagłówki przypominają meldunki o zwycięstwie na froncie, który na pozór niepowstrzymanie przesuwa się we wszystkich kierunkach. Wczoraj Węgry, Polska i Słowacja, dzisiaj Indie, Francja i Szwajcaria, jutro może Kanada lub Australia.

W Niemczech Rosjanie za pośrednictwem firmy-córki Gazpromu i BASF Wingas docierają do końcowych odbiorców i zbierają wysokie zyski. BASF może w zamian uczestniczyć w eksploatacji potężnych złóż gazu Jużno-Ruskoje na Syberii.

Gwiazdą niemiecko-rosyjskiej osi energetycznej ma być liczący 1200 km rurociąg na dnie Bałtyku, którym rosyjski gaz pompowany będzie do Greifswaldu. Do konsorcjum należą Gazprom z 51 procentami udziałów oraz niemieckie firmy E.on i BASF – każda z nich ma po 20 procent. Szefem rady nadzorczej jest poprzednik Merkel, Gerhard Schröder. (…)

Zachodnioeuropejscy politycy poszukują wciąż wspólnej linii działania, która pozwoliłaby im odpowiedzieć na rosyjską ofensywę. „Powinniśmy powitać rosyjskich inwestorów”– żądają prorosyjscy menedżerowie, tacy jak Mangold. Były szef zarządu DaimlerChrysler wskazuje na szanse robienia ogromnych interesów – otwierają się one przede wszystkim przed średniej wielkości niemieckimi firmami. „Skoro wpuszczamy do Europy indyjskich inwestorów, jak producent stali Mittal, dlaczego nie mielibyśmy wpuścić Rosjan?” – pyta Mangold. (…)