22 sierpnia 2006

Broń masowego przerażenia

Źródło: Rzeczpospolita: Broń masowego przerażenia
22.08.2006

W latach 1998 - 2002 w Stanach Zjednoczonych zanotowano 1300 przypadków zniknięcia materiałów radioaktywnych. Według Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej w czasie wojny w Chorwacji zginęło prawie 30 urządzeń zawierających cez

Atomem łatwo straszyć. Niedawno minęła 61. rocznica ataków na Hiroszimę i Nagasaki. Po nich był zimna wojna, podczas której ludzkość podobno kilkakrotnie znajdowała się o włos od nuklearnej konfrontacji, a 20 lat temu doszło do awarii w Czarnobylu. Już to wystarczy, by bać się powtórki z historii. A przecież jest jeszcze nieobliczalny Iran, podobno na najlepszej drodze do wyprodukowania własnej bomby atomowej. Jest niereformowalna Korea Północna, która już ogłosiła, że ją ma, choć tylko nieliczni jej wierzą. Jest wreszcie Al-Kaida, która nigdy nie ukrywała, że zamierza pozyskać broń masowego rażenia, bo po zamachach z 11 września czuje niedosyt. A przecież najbardziej masowo razi właśnie atom.

Kupić, ukraść, skonstruować

Analitycy są zgodni: żaden kraj, nawet mający reputację awanturnika, nie zdobędzie się na niesprowokowany atak nuklearny. To byłoby szaleństwo. Na poniesienie konsekwencji odwetu nie stać nawet Stanów Zjednoczonych czy Rosji, nie mówiąc o państwach, których potencjał atomowy jest znacznie mniejszy. - Iran, Pakistan czy Korea Północna wiedzą, że zostałyby natychmiast zniszczone - mówi "Rz" Victoria Samson z teksaskiego Center for Defence Information.

Terroryści nie mają tego problemu. Nie posiadają terytorium, które można by zrównać z ziemią. Nie wiąże ich traktat o nierozprzestrzenianiu broni masowego rażenia. Nie ucierpi ich gospodarka, nie dopadnie bezrobocie. Mogą zaatakować, po czym zniknąć i zająć się planowaniem nowych zamachów.

Żeby jednak wykorzystać atom, trzeba go mieć. Charles D. Ferguson wymienia trzy sposoby, dzięki którym Al-Kaida (czy jakakolwiek inna organizacja terrorystyczna) może pozyskać broń jądrową. Może ją wykraść, kupić lub samodzielnie skonstruować.

Pierwsza możliwość jest w zasadzie nierealna. Na świecie jest wprawdzie osiem potęg nuklearnych (licząc Izrael), które dysponują w sumie 27 tysiącami głowic, ale są one pilnowane tak, że wywiezienie choćby jednej zakrawałoby na cud. Poza tym głowica to nie pocisk artyleryjski. Nie da się jej tak po prostu załadować i odpalić. Wszystkie chronione są skomplikowanymi i tajnymi procedurami. Naruszenie ich powoduje rozbrojenie ładunku.

Skoro nie da się ukraść, można próbować kupić wraz z instrukcją użycia. Nawet najbardziej przeczuleni specjaliści od wojskowości uznaliby tę opcję za godną najwyżej kolejnego politycznego dreszczowca, gdyby nie Pakistan, najbardziej niestabilne mocarstwo atomowe. Talibowie i Al-Kaida cieszą się tam dużymi wpływami i nie można wykluczyć, że dojdą kiedyś do władzy. Prezydent Perwez Muszarraf był już dwukrotnie celem zamachów. Nie należy także zapominać o tym, że Pakistan miał do czynienia ze sprzedawaniem technologii nuklearnej Libii, Iranowi i Korei Północnej. Na razie jednak Islamabad jest sojusznikiem Amerykanów i panuje nad sytuacją.

Pozostaje samodzielne skonstruowanie bomby atomowej. Zadanie, które przekracza możliwości państw przeznaczających na to miliardy dolarów, wydaje się tym bardziej niewykonalne dla terrorystów.

Al-Kaida ma jeszcze jedno wyjście: zdobyć tak zwaną bombę walizkową - o ile takie bomby w ogóle istnieją. W 1997 roku doradca prezydenta Borysa Jelcyna Aleksander Lebiedź powiedział, że po rozpadzie ZSRR bez śladu zginęło około stu przenośnych ładunków nuklearnych. Ile jest w tym prawdy, trudno ocenić, bo Waszyngton zaraz zarzucił Lebiedziowi kłamstwo, a rosyjski minister ds. energii atomowej oświadczył, że nigdy nie pracowano nad taką technologią.

Atom alternatywny

Al-Kaidzie pozostaje więc tylko działalność chałupnicza: wyprodukowanie konwencjonalnego ładunku wybuchowego zawierającego materiał radioaktywny. O tak zwanej brudnej bombie zrobiło się głośno zaraz po atakach na Nowy Jork i Waszyngton, kiedy rozmaici specjaliści zaczęli przewidywać, co jeszcze mogą nam szykować zamachowcy. W roli broni biologicznej wystąpił wtedy wąglik. Namiastką broni jądrowej miała być brudna bomba.

Trzy lata temu brytyjski wywiad stwierdził, że atak terrorystyczny z wykorzystaniem materiałów rozszczepialnych jest tylko kwestią czasu. Szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej Mohamed El-Baradei ostrzegł, że nielegalny rynek dostaw materiałów radioaktywnych jeszcze nigdy nie miał się tak dobrze jak dziś. Od 1993 roku doszło do około 700 przypadków przemytu technologii jądrowej. Prezydent USA George W. Bush uznał problem za tak poważny, że podczas wizyty w Krakowie w maju 2003 roku ogłosił powstanie międzynarodowej organizacji, której celem jest zwalczanie tego procederu. Inicjatywa Krakowska, jak nieformalnie mówi się o tej organizacji w Polsce, ma na koncie kilka sukcesów, m.in. przechwycenie materiałów dla irańskiego programu budowy rakiet balistycznych.

Przekonanie, że prędzej czy później terroryści użyją brudnej bomby jest uzasadnione. Zdobycie substancji radioaktywnych nie jest trudne, mają one bowiem powszechne zastosowanie - choćby w leczeniu nowotworów. Nie są przy tym tak chronione, jak wzbogacony uran czy pluton.

O krok od propagandy

O skuteczności brudnych bomb krążyły legendy. Opowiadano, że wywołują powolną śmierć w wyniku powikłań popromiennych. Pół roku po zamachach na USA przewodniczący Zrzeszenia Amerykańskich Naukowców oświadczył przed Senacką Komisją ds. Stosunków Międzynarodowych, że odpalenie na Manhattanie ładunku zawierającego promieniotwórczy pręt kobaltu o wymiarach 2,5 cm na 35 cm oznaczałoby konieczność ewakuowania całej dzielnicy na 40 lat. Henry Kelly wyliczył, że na obszarze kilku przecznic od miejsca eksplozji ryzyko zachorowania na raka wyniosłoby pięć procent.

Tydzień później dwóch naukowców z Amerykańskiego Instytutu Fizyki podważyło te wyliczenia. "Ocena zagrożenia nowotworami jest oparta na fałszywym przekonaniu, że wystawienie wielkiej liczby ludzi na niewielką dawkę promieniowania musi spowodować "pewną liczbę zachorowań"" - napisali Ben Stein i Andrew Karam. Problemem naukowców jest to, że jedynym ich punktem odniesienia są Hiroszima i Nagasaki, gdzie ludzie zostali napromieniowani dawkami idącymi w setki remów. Niektóre kalkulacje opierają się na założeniu, że istnieje geometryczna zależność między otrzymaną dawką a ryzykiem zachorowania na raka. Ci, którzy naprawdę znają się na radiacji (zrzeszająca sześć tysięcy specjalistów Health Physics Society czy Council on Radiation Protection), odradzają kalkulowanie zagrożenia nowotworami w wyniku niskich dawek (poniżej dziesięciu remów). Zdaniem Steina i Karama brudna bomba wywoła najwięcej szkód z powodu wybuchu paniki.

Oppenheimer miał rację

Skuteczność brudnej bomby zależy od zbyt wielu czynników, by można było mówić o rzetelnej ocenie zagrożenia. Moc konwencjonalnej eksplozji, rodzaj i ilość materiału radioaktywnego, siła i kierunek wiatru oraz gęstość zaludnienia - to wszystko sprawia, że mamy do czynienia z równaniem z samymi niewiadomymi. Terroryści nie dokonali jeszcze tego rodzaju zamachu, ale wskazówką co do jego skutków może być to, co stało się we wrześniu 1987 roku w brazylijskim mieście Goiania.

Dwaj handlarze złomu ukradli z opuszczonej kliniki onkologicznej pojemnik z cezem stosowanym w radioterapii. Załadowali go na taczki i wieźli pół kilometra. Jeszcze tego samego dnia zaczęli się uskarżać na problemy żołądkowe. Tydzień później jeden z nich przebił pojemnik, doprowadzając do wycieku cezu. Prawdziwe szaleństwo zaczęło się kilka dni później, gdy pakunkiem zainteresowali się inni. Silnie radioaktywny proszek intensywnie świecił na niebiesko, więc kilka osób wysmarowało się nim dla zabawy. Trwało to już dwa tygodnie, gdy "właściciele" cezu zauważyli, że dzieje się coś złego. Otwarty pojemnik zabrali do kliniki. Autobusem.

Zabawa z cezem kosztowała życie pięciu osób (w tym kilkuletniej dziewczynki). 249 uległo napromieniowaniu, z czego 151 miało obrażenia wewnętrzne. 49 trzeba było hospitalizować, a 28 miało ciężkie poparzenia. Służby radiologiczne ewakuowały 200 osób, a z 85 budynków uznanych za skażone wyburzono siedem.

Czy brudna bomba spowodowałaby większe straty, trudno przewidzieć, ale sam fakt, że Amerykanie wydają grube miliony na zapobieganie "zbójeckiemu" atakowi nuklearnemu, świadczy o tym, jak wielką słuszność miał twórca bomby atomowej. Julius Robert Oppenheimer ostrzegał, że jedyną metodą uwolnienia świata od strachu przed atomem jest całkowity zakaz broni masowego rażenia.

RAFAŁ KOSTRZYŃSKI, współpraca Wojciech Lorenz