08 września 2006

Polska i USA z tarczą - system antyrakietowy


To Stany Zjednoczone muszą przekonać Rosję, że nie jest to system budowany przeciwko niej

STANISŁAW KOZIEJ

Szybko zbliża się pora podjęcia decyzji w sprawie tarczy antyrakietowej w Polsce. Musi ona zapaść na podstawie konkretnych kalkulacji strategicznych. Rakiety i antyrakiety - to współczesna wersja odwiecznych rywali bojowych: miecza i tarczy, strzały i pancerza, czołgu i broni przeciwpancernej, samolotu i obrony przeciwlotniczej. Dzisiaj podstawowym nośnikiem mocy uderzeniowej są rakiety. By daleko nie szukać - spójrzmy na deszcz rakiet, jaki ostatnio przez wiele tygodni spadał codziennie na Izrael. Nic też dziwnego, że obserwujemy zupełnie oczywistą prawidłowość: przyspieszony rozwój środków antyrakietowych.

Ta konstatacja powinna być punktem wyjścia koniecznej debaty o tzw. tarczy antyrakietowej w Polsce. Nie jest bowiem tak, jak gotowi są sugerować niektórzy, że możemy w ogóle nie zaprzątać sobie głowy tym problemem. Nie ulega wątpliwości, że nie powinniśmy stać na uboczu jednego z najważniejszych i perspektywicznych nurtów ewolucji systemów bezpieczeństwa. To wyzwanie trzeba podjąć. Pytanie tylko - jak.

KORZYŚCI I RYZYKO

Są w zasadzie trzy generalne, strategiczne opcje. Albo włączać się już w najbardziej dziś zaawansowany program amerykański, albo poczekać i w znacznie wolniejszym tempie uczestniczyć w projekcie NATO, albo wreszcie przygotowywać się do wystartowania w jeszcze dalszej przyszłości w projekcie strategicznym Unii Europejskiej. W każdym razie nie jest tak, że zdani jesteśmy wyłącznie na obecną opcję amerykańską. Ale ona już jest. Najbardziej konkretna i najbardziej realna. Dlatego należy ją w pierwszej kolejności dokładnie przeanalizować.

Zastanówmy się zatem nad krótkim strategicznym przeglądem szans i ryzyka przyjęcia oferty amerykańskiej. Przede wszystkim zainstalowanie na naszym terytorium elementu amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej mogłoby silnie i bezpośrednio zintegrować nasz system bezpieczeństwa narodowego z systemem bezpieczeństwa największego dziś i w dającej się przewidzieć przyszłości mocarstwa światowego. Zaatakowanie naszego terytorium byłoby zaatakowaniem ważnego elementu systemu bezpieczeństwa USA. To zmniejsza wyraźnie prawdopodobieństwo agresji na Polskę.

Ale jednocześnie - takie właśnie "małżeństwo" grozi mimowolnym, nawet wbrew naszym interesom narodowym, wciąganiem Polski w konflikty i kryzysy, w jakie w sposób naturalny wikła się tak wielkie mocarstwo globalne jak USA. Amerykańskie interesy globalne mogłyby negatywnie wpływać na nasze bezpieczeństwo.

Amerykanie, mając obiekt strategiczny na naszym terytorium, musieliby zapewnić jego bezpośrednią obronę, w tym w szczególności obronę powietrzną. To by oznaczało naturalnie amerykańską osłonę także dużej części terytorium Polski. Ale istnienie takiego obiektu amerykańskiego może prowokować większe zainteresowanie wrogich USA organizacji terrorystycznych.

Warto też zauważyć, że instalacja tego typu obiektu dałaby szansę na większy dostęp do informacji o sytuacji bezpieczeństwa regionalnego i globalnego, spowodowałaby konieczne unowocześnienie całego systemu kierowania i dowodzenia siłami zbrojnymi, a w szczególności systemu rozpoznania, łączności i obrony powietrznej. Pojawiłyby się naturalne możliwości zwiększonej współpracy naukowo-badawczej oraz lokalne korzyści społeczne i gospodarcze związane z rozbudową infrastruktury wojskowej i towarzyszącej infrastruktury pozawojskowej.

OBAWY ROSJI

Są to niewątpliwie pewne szanse, których atrakcyjność jest jednak osłabiana przez ryzyko negatywnej reakcji Rosji. Co prawda reaguje tak ona niejako z urzędu, dla zasady, na wszystko, cokolwiek Polska robiłaby dla wzmocnienia swojego bezpieczeństwa, ale w tym wypadku dla Rosji problem ma szerszy, a nie tylko regionalnie polski kontekst.

Otóż cały system obrony, aczkolwiek dzisiaj ukierunkowany tylko przeciw selektywnym zagrożeniom rakietowym, w przyszłości może być rozbudowywany, co mogłoby osłabiać globalną pozycję nuklearną Rosji w stosunku do USA. Niektórzy analitycy amerykańscy wręcz sugerują, że wobec dzisiejszej słabości potencjału nuklearnego Rosji oraz jakościowej, skokowej modernizacji potencjału amerykańskiego system antyrakietowy może w przyszłości zniwelować możliwości rosyjskiego uderzenia odwetowego. Gdyby tak miało być w rzeczywistości, to tarcza antyrakietowa jawi się jako zwiastun całkowicie nowej jakości w globalnej strategii nuklearnej lub jako impuls do nowej rundy jakościowego wyścigu zbrojeń rakietowo-nuklearnych.

Obydwie te ewentualności Rosja musi traktować jako niebezpieczne dla swoich interesów narodowych.

Z tego powodu zneutralizowanie obaw i oporu Rosji jest istotnym wyzwaniem. Wyzwaniem nie dla Polski naturalnie, lecz dla USA. To one muszą przekonać Rosję, że nie jest to system budowany przeciwko niej. Komunikaty po ostatnim spotkaniu na Alasce sekretarza obrony USA Donalda Rumsfelda z ministrem obrony Rosji Siergiejem Iwanowem zdają się wskazywać, że tego typu wysiłki mają jakąś szansę powodzenia. Rosja widzi, że sama nie ma możliwości powstrzymania Stanów Zjednoczonych przed budową tarczy antyrakietowej. Jako minimum podstawy do dalszych na ten temat rozmów domaga się pełnej przejrzystości całego procesu budowy systemu obrony przeciwrakietowej. I przy okazji zapewne będzie chciała, jak zwykle w takich sytuacjach, "utargować" coś w zamian.

KU SYSTEMOWI NATO

Wydaje się jednak, iż tylko szerokie włączenie Rosji w realizację tego projektu może zagwarantować możliwość neutralizacji negatywnych, w tym dla Polski, następstw jej oporu. Możliwość, która jednocześnie ukaże szansę na budowanie globalnego systemu obrony przeciwrakietowej, a nie tylko narodowego systemu amerykańskiego, który, jak widać, może wywoływać strategiczną opozycję innych mocarstw, a zwłaszcza Rosji i Chin. Z punktu widzenia interesów Polski tylko owa globalna wizja może uzasadniać strategiczną atrakcyjność oferty amerykańskiej. Tylko w takim wydaniu możemy ją poważnie rozpatrywać. Wiąże się z tym także stosunek do tego projektu innych państw europejskich. Dziś jest on raczej wstrzemięźliwy. Dla Polski oznacza to kolejne ryzyko skomplikowania naszych relacji z sojusznikami i partnerami europejskimi z NATO i UE. Dlatego powinniśmy oczekiwać, że ewentualnie instalowany w Polsce element amerykańskiej tarczy antyrakietowej nie będzie mógł być postrzegany jako alternatywa dla projektu NATO lub w przyszłości projektu UE.

Mało - projekt powinien dawać gwarancję, że jest zalążkiem, pierwszym krokiem ku budowie w pełni sojuszniczego, euroatlantyckiego strategicznego systemu obrony przeciwrakietowej. W przeciwnym razie Amerykanie musieliby zaoferować nam nadzwyczaj szerokie, stałe i twarde bilateralne gwarancje bezpieczeństwa i współpracy, które mogłyby zrównoważyć ryzyko pogorszenia relacji z naturalnymi partnerami europejskimi. Dla nas zdecydowanie lepszą opcją jest jednak system "wielosojuszniczy" niż bilateralny. Nadmierne uzależnienie się od jednego sojusznika nie jest rozwiązaniem najlepszym. Warto pamiętać, że we współczesnym świecie "dywersyfikacja bezpieczeństwa" jest wartością samą w sobie.

W sumie uważam, że obydwa aspekty - rosyjski i europejski - powinny być jasno wyrażone i ujęte w pakiecie oferty amerykańskiej tak, aby minimalizowało to strategiczne ryzyko dla Polski i wzmacniało argumenty za pozytywną decyzją o włączeniu się w budowę tarczy antyrakietowej.

KONIECZNA REKOMPENSATA

W pakiecie tym oczekiwać powinniśmy również innych korzyści. Oferta nie może być jedynie opcją zerową, tj. zawierać tylko propozycje neutralizujące ewentualne ryzyko wynikające z instalacji na naszym terytorium bazy amerykańskiej. "Wyzerowanie ryzyka" - to niepodlegające negocjacji minimum naszych oczekiwań wobec oferty amerykańskiej. Musi ona oczywiście zawierać także pewną "wartość dodaną", oferować dodatkowe korzyści. Dotyczy to zwłaszcza wzmocnionej współpracy wojskowej i naukowo-technicznej.

W obszarze wzmocnionej współpracy wojskowej moglibyśmy np. wspólnie ustanowić specjalną formułę partnerstwa operacyjnego, w której ramach USA refundowałyby pełne koszty naszego udziału we wszelkich operacjach międzynarodowych prowadzonych wspólnie z Amerykanami. Byłoby to logiczną konsekwencją uczynienia nas przez tarczę bezpośrednim, integralnym partnerem polityczno-strategicznym USA. Wzmocniona współpraca mogłaby także zakładać świadczenie pomocy na rzecz modernizacji technicznej i szkoleniowej ekspedycyjnej części naszych sił zbrojnych, jako wojsk, które powinny być w pierwszej kolejności doskonale przygotowane do ścisłej współpracy operacyjnej z armią amerykańską.

Powinniśmy także domagać się świadczeń na rzecz wzmocnienia potencjału naszego wywiadu i kontrwywiadu wojskowego oraz lokalnych służb ochronnych jako instytucji, które będą musiały mieć zwiększone zadania w związku z istnieniem bazy amerykańskiej na naszym terytorium. Z podobnych powodów trzeba będzie uwzględnić dodatkowe środki potrzebne na zwiększone z powodu instalacji tarczy wymagania i zadania wojsk obrony powietrznej (w tym bezpośredniej obrony przeciwrakietowej, m.in. za pomocą nowoczesnych systemów Patriot), lotnictwa wojskowego i cywilnego, infrastruktury komunikacyjnej itp., a także środki na rekompensatę wszelkich negatywnych społecznie i środowiskowo skutków funkcjonowania bazy.

BEZ EMOCJI

Warto podkreślić, że nasze oczekiwania wobec oferty amerykańskiej nie są jedynie życzeniami bez pokrycia. Przeciwnie - mają pełne uzasadnienie. Polska jest strategicznie dogodnym - z punktu widzenia potrzeb amerykańskich - i ekonomicznie opłacalnym miejscem lokalizacji europejskiego segmentu tarczy antyrakietowej. W stosunku do zagrożeń z obszaru bliskowschodniego to właśnie tutaj, nad Europą Środkowo-Wschodnią, znajduje się tzw. brama operacyjna, przez którą musiałyby przelatywać rakiety balistyczne w kierunku USA. Jedna baza ich zwalczania w takim punkcie jest warta kilku podobnych obiektów, np. na wschodnim wybrzeżu amerykańskim. Dlatego dla USA budowanie bazy u nas to po prostu dobry interes - nie tylko strategiczny, ale i ekonomiczny.

Polska powinna mieć pełną świadomość własnej wartości strategicznej i twardo negocjować ewentualną ofertę amerykańską. Dla nas może i musi to być również, tak jak dla Amerykanów, dobry interes strategiczny i ekonomiczny. Dlatego powinniśmy zabiegać o to, aby umieszczenie na terytorium Polski bazy antyrakietowej bardzo wyraźnie nam się opłacało pod wieloma względami, nie tylko pod względem bezpieczeństwa. Musi ono gwarantować pewną wartość dodaną.

To nie może być tylko nasz zaszczytny, bezinteresowny wkład w bezpieczeństwo międzynarodowe i kolejny dowód naszego strategicznego partnerstwa z USA. Decyzja w tym zakresie musi być oparta na konkretnych kalkulacjach strategicznych. To nie może być decyzja emocjonalna lub życzeniowa. Pod tym względem to nie może być "Irak bis".

STANISŁAW KOZIEJ, generał, były wiceminister obrony narodowej i były szef zespołu MON ds. obrony przeciwrakietowej