06 września 2006

Zabójcze mity nowoczesności - Al-Kaida

Źródło: Rzeczpospolita: Zabójcze mity nowoczesności
02.09.2006


Kto dziś okupuje rankingi wpływowych ludzi, jakie organizują rozmaite pisma od Władywostoku po Los Angeles? Jasne, że ci, którzy odcisnęli piętno na naszej rzeczywistości - politycy, ekonomiści, gwiazdy show-biznesu. Kiedy jednak uważnie przyjrzymy się owym rankingom, dojdziemy do wniosku, że wszystkie są trefne. Jeśli jest rzeczywiście tak, że na tych listach znajdują się ludzie, którzy zmienili nasz świat, to brakuje na niej człowieka, który powinien otwierać każdy z takich rankingów. Co więcej, nie jest to ktoś, kto jest "gwiazdą jednego sezonu", ale ktoś, komu pierwsze miejsce należy się już co najmniej od pięciu lat.

Czyny tego faceta wprawiają nas w przerażenie. Nasz styl życia zmieniamy w zależności od podejmowanych przez niego decyzji. Rządy naszych państw na nowo definiują polityczne i militarne cele, kiedy kaseta z nagranym jego przesłaniem w wyznaczonym przez niego czasie zostaje wyemitowana przez światowe stacje telewizyjne. Co więcej, każdy z medialnych gigantów zabiega, aby miał wyłączność na owe 30 sekund, w czasie których on przemawia. Sile jego wpływów nie oparły się nawet globalne korporacje, które już dawno za nic mają dyrektywy poszczególnych państw dotyczące przepływu kapitału, a okazuje się, że dziś swoje zyski lub straty uzależniają od jego działań. Musi więc dawać do myślenia, że nazwiska tego faceta próżno szukać na liście "wpływowych osobistości świata". O kim mowa? Rzecz jasna o bin Ladenie i stworzonej przez niego "korporacji" Al-Kaida.

Być może nieobecność bin Ladena w tych rankingach jest wynikiem nieprzystawalności tej postaci do naszych standardów. Szef Al-Kaidy jest człowiekiem, który nie nosi garnituru od Armaniego, nie pomieszkuje w hotelach rodziny Hiltonów, nie używa platynowych kart kredytowych i nie lata airbusami... Nosi za to sandały, mieszka najprawdopodobniej gdzieś w jaskiniach na granicy afgańsko-pakistańskiej, a jeśli się już pokazuje, to jedynym jego znakiem rozpoznawczym jest przewieszony przez ramię kałasznikow, długa broda i turban. Bin Laden pasuje do naszego nowoczesnego świata jak pięść do oka. Czy zatem Al-Kaida i jej szef są symbolem powrotu średniowiecza? Czy jego pojawienie się to zapowiedź naporu barbarzyńców gotowych walczyć z nowoczesnym i cywilizowanym światem w imię swoich zacofanych wartości?

Na pierwszy rzut oka właśnie tak to wygląda. Tym bardziej że o tej narzucającej się siłą oczywistości "prawdzie" przekonują nas renomowane dzienniki, jak choćby "New York Times" czy "Financial Times", gdzie ich wpływowi publicyści Martin Woolf czy Thomas L. Friedman niczym mantrę powtarzają: "11 września nastąpił atak islamskich faszystów na nowoczesność". Tyle tylko, że - jak podpowiada zdrowy rozsądek - im bardziej jakiś pogląd zaczyna być obowiązujący, tym bardziej winniśmy poddać go krytycznej refleksji.

Wysiłku zakwestionowania przeświadczenia o archaiczności Al-Kaidy podjął się "niepoprawny" dziś brytyjski filozof John Gray. To rzadki zupełnie w obecnych czasach przypadek myśliciela, któremu obce jest poczucie konieczności obrony raz wyrażonych publicznie przekonań. Jak zauważył Corey Robin, politolog z Brooklyn College, legenda głosi, że Winston Churchill powiedział kiedyś, iż "jeżeli człowiek przed trzydziestką nie jest liberałem, jest pozbawiony serca, a jeżeli po trzydziestce nie jest konserwatystą, jest pozbawiony mózgu". Naprawdę wcale tego nie powiedział, ale jego autorytet sprawił, że ta zgrabna, acz niewiadomego pochodzenia formułka, zyskała status aksjomatu wszelkiej politycznej biografii: radykalizm jest przywilejem młodości, a konserwatyzm - wieku dojrzałego - i każdy myślący człowiek w pewnym momencie odrzuca pierwszy na rzecz drugiego.

Sęk w tym, że w przypadku Graya jest zupełnie odwrotnie: do niedawna należał do grona konserwatywnych myślicieli ślepo popierających Margaret Thatcher i wypisywał poematy prozą na cześć wolnego rynku. Dziś z kolei głosi, że idea postępu i nieskrępowanego rozwoju, której bezmyślnie hołdują zachodni neoliberalni myśliciele, to jeden z najbardziej szkodliwych mitów, a globalny kapitalizm może wyrządzić ludziom tyle samo krzywdy co kiedyś Związek Sowiecki .Ostry zakręt? Jasne, i właśnie dlatego Johna Graya warto czytać. Po pierwsze, potrafił porzucić swoją niezłomną wiarę w dobrodziejstwa płynące z wolnego rynku, jako panaceum na wszelkie ludzkie bolączki. Po drugie, w podejmowanych przez siebie zagadnieniach nie zadowala się powierzchnią opisywanego zjawiska, ale szuka drugiego, a czasami i trzeciego dna. Dlatego jego skojarzenia czy intelektualne figury szokują. Tak też jest w przypadku jego "gorącej" książki "Al-Kaida i korzenie nowoczesności", w której kontynuuje analizy rozpoczęte wcześniej w książce "Słomiane psy. Myśli o ludziach i innych zwierzętach" (2003), a które to refleksje dotyczą wydarzeń, jakie rozgrywają się na naszych oczach bądź wręcz których jesteśmy uczestnikami.

Dla Graya dzisiejszy świat najeżony jest konfliktami. Poniekąd zawsze tak było, gdyż wojna to stały element rozstrzygania sporów między ludźmi i między państwami. Jednak novum obecne polega na tym, że konflikty, do których dochodzi w różnych częściach naszego globu, to wojny nowej ery. Ich symbolem jest islamski terroryzm, który za cel obrał sobie przedstawicieli rządów i ludność cywilną. I choć terroryści rodzą się dziś jak grzyby po deszczu, to nie mamy dobrych narzędzi, by ich poskromić. Być może dlatego, że źle rozpoznaliśmy przyczyny narodzin terroryzmu.

Jest faktem, notuje Gray, że miliony ludzi żyją dziś w świecie półanarchii. Szybki rzut oka na mapę pozwala stwierdzić, że w znacznych częściach Afryki, postkomunistycznej Rosji, w Afganistanie, Pakistanie, w niektórych krajach Ameryki Łacińskiej, jak Kolumbia i Haiti, oraz w takich regionach Europy, jak: Bośnia, Kosowo, Czeczenia i Albania, nie ma niczego, co przypominałoby skuteczne, nowoczesne państwo. Co więcej, upadek państwa - zdaniem Graya - jest po części skutkiem świadomej polityki. "W radosnych latach dziewięćdziesiątych władza państwowa była postrzegana jako relikt kolektywizmu - pisze. - Wycofanie się rządów było promowane jako niezbędny warunek reformy rynkowej. W praktyce zniesienie kontroli przepływu kapitału stworzyło kapitalizm kasyna, w którym gospodarka takich krajów, jak Tajlandia czy Indonezja, mogła zostać zrujnowana przez nagły napływ dużego kapitału spekulacyjnego. A jednocześnie uwolnienie przepływu kapitału spod kontroli państwa stworzyło ogromną przestrzeń dla rajów podatkowych, w których fundusze organizacji terrorystycznych mogą znikać bez śladu".

Inną jeszcze konsekwencją ataku na państwo, jaki przeprowadzono w latach dziewięćdziesiątych, był rozpad Związku Sowieckiego. Efekt: tysiące naukowców, pracujących w kompleksie wojskowo-przemysłowym, zostało pozbawionych środków do życia, a broń i inne niebezpieczne materiały do jej budowy były sprzedawane tym, którzy mieli pieniądze. Nikt nie pytał, kto ją kupuje i na jakie cele przeznaczy. Tym sposobem zarówno bezrobotni naukowcy, jak niebezpieczna broń zostali przejęci przez rozmaite organizacje przestępcze.

Terroryzm, stwierdza Gray, żeruje na słabych państwach. Ale bywa i gorzej -mamy przypadki, że niektóre kraje wspierają terrorystów. Do takich państw zaliczają się Sudan czy Somalia, które dają Al-Kaidzie parasol ochrony. Jednak, co ciekawe, nie mają one żadnego realnego wpływu na podejmowane przez nią działania. Dlatego właśnie fałszywa była teza, forsowana przez prezydenta Busha, że Irak Husajna mógł wspierać bin Ladena. Tyrani nie wspierają tych, nad którymi nie mają całkowitej kontroli.

Al-Kaida nie jest więc reliktem przeszłości, ale tworem na wskroś nowoczesnym. I nie tylko dlatego, że jej przywódcy doskonale potrafią korzystać z osiągnięć nowoczesnej techniki -używają telefonów satelitarnych, laptopów i zaszyfrowanych stron internetowych. Bin Laden doskonale też wykorzystuje obraz telewizyjny do pokazywania swoich zaplanowanych i wyreżyserowanych seansów śmierci. Takim oczywiście był atak na World Trade Center z 11 września 2001 r., który oprócz zasiania w nas strachu, miał jeszcze jeden cel: pokazywany wtedy, a dziś przypominany, ma mobilizować poparcie dla jego działań w krajach muzułmańskich.

Przejawem nowoczesności Al-Kaidy jest i to, pisze brytyjski filozof, że jej struktura nie przypomina dwudziestowiecznych partii rewolucyjnych, ale jest na podobieństwo komórkowych struktur karteli narkotykowych i sieci wirtualnych korporacji biznesowych; bez stałej siedziby, ale z aktywnymi członkami, działającymi w każdym niemal zakątku globu. Jednak przeniknięcie do tej siatki służb wywiadowczych zakrawa na cud. A to dlatego, że - przekonuje Gray - Al-Kaida jest zorganizowana na wzór licznej rodziny; wykorzystuje jej więzi zaufania, robi użytek z nieformalnych systemów bankowych, które mają globalny zasięg działania, i dokonuje transakcji trudnych do wyśledzenia. Dlatego na cud zakrawać musi przeniknięcie ludzi sił wywiadowczych do ich klanowych struktur. Świadectwem tego fakt, że niektóre ataki na amerykańskie ambasady w Afryce poprzedzały lata cierpliwych przygotowań. Próżne są również nadzieje, że zabicie szefa Al-Kaidy rozwiąże problem.

Tak czy inaczej, islamski fundamentalizm jest, podobnie jak komunizm i faszyzm, zjawiskiem nowoczesnym. Nie dajmy się zwieść deklaracjom terrorystów. Choć głoszą oni, że nienawidzą Zachodu, to ich styl myślenia ukształtowany został w równym stopniu przez tradycję islamu, co i zachodnią ideologię. "Podobnie jak marksiści i neoliberałowie, islamiści uważają dotychczasowe dzieje za preludium do nowego świata - stwierdza filozof. - Wszystkich ich łączy przekonanie, że zdołają zmienić naturę człowieka".

Zachód żywi takie przekonanie o "nowym świecie", gdyż wierzy, że kiedy reszta świata przyswoi sobie naukę i stanie się nowoczesna - z konieczności stanie się też świecka, oświecona i pokojowa. Ufa również, że wiedzę, cnotę i szczęście łączy jakiś "nierozerwalny węzeł". Tyle tylko, że już starożytni, przypomina brytyjski filozof, mieli świadomość, jak wielka jest to mrzonka. I - gdyby tylko ich dziś wskrzesić do życia -ani trochę nie dziwiliby się obecnym konfliktom. Realizmu, czy też poczucia tragiczności świata, uczył starożytnych Eurypides, który w swych sztukach pisał, że wiedza nie może uchylić wyroków losu, a cnota nie chroni przed nieszczęściem. Ludzie jedynie mogą być dzielni i pomysłowi, ale nie spodziewają się, że wiele w zamian osiągną.

Działaniami Al-Kaidy też kieruje wiara, że świat da się zmienić. Nie za pomocą wiedzy czy nowych technologii, ale za pomocą niepohamowanego terroru, który - zabijając niewinnych ludzi - ma prowadzić do narodzin nowego porządku. "Przekonanie - pisze Gray - że terror może przekształcić świat, nie jest oczywiście wynikiem żadnej naukowej analizy. To jest wiara czysta i prosta. Równie pewne jest to, że to wiara specyficznie zachodnia". A jeśli tak, konkluduje, to musi być gorzka; postęp wiedzy nie prowadzi do żadnej epoki rozumu, lecz jedynie dodaje nowych barw ludzkiej głupocie.

Czy zatem jako ludzie Zachodu mamy się poddać, skapitulować, zarzucić nasz sposób bycia, naszą ciekawość, która pozwoliła nam urządzić świat, w którym dziś żyjemy?

Możemy użyć siły. Pokusa jest wielka. A jak powiadał Oscar Wilde, przezwyciężyć pokusę, to jej ulec. Tym bardziej że pod względem militarnym Ameryka, dziś obrończyni i propagatorka zachodnich idei, nie ma konkurenta. Czyż nie należy więc użyć tej potęgi, by szerzyć Pax Americana? Czy zachodnie, a więc amerykańskie, instytucje, prawa i styl życia nie są tym wzorcem, który chce naśladować reszta świata? Przecież w głębi duszy większość ludzi to Amerykanie, większość mieszkańców Ziemi chce tego, czego chcą Amerykanie. Nie dziwi zatem, że Amerykanie uważają swój kraj za ucieleśnienie wartości uniwersalnych. A jeśli tak, to należy podjąć militarne działania prewencyjne, by pozbyć się reżimów, które hamują rozprzestrzenianie się amerykańskiego uniwersalizmu.

I administracja Busha takie działania podjęła. Szybko się jednak okazało, po pierwsze, że - co pokazują irackie doświadczenia - cena takiego przedsięwzięcia jest zbyt wysoka, nawet jak na amerykańskiego hegemona. Po drugie, amerykańskie plany zmiany reżimów siłą budzą wrogość wielu krajów. Rok po atakach Al-Kaidy Ameryka była bardziej nielubiana niż kiedykolwiek. Zobaczywszy to wszystko, Gray powiada, że przyszedł czas na realizm. A ten podpowiada, by Ameryka wyzbyła się swoich prozelickich zapędów i porzuciła myśl o przekształceniu świata na własną modłę. "W każdym z realistycznych scenariuszy Stany Zjednoczone muszą nauczyć się żyć obok państw, które nie mają ochoty wyznawać ich wartości - pisze. - A są to niemal wszystkie państwa na świecie". Bo, paradoksalnie, to nie amerykańska realpolitik budzi dziś na świecie największą niechęć, lecz amerykański uniwersalizm.

Jednak człowiek współczesny, o czym przekonuje Gray, nie może obejść się bez mitów. A już na pewno nie jest w stanie żyć bez nich polityka. Jednak kłopot z mitem nowoczesności jest taki, że przywiązuje on nas do nadziei na jedność, podczas gdy powinniśmy nauczyć się żyć z konfliktem. Innymi słowy: albo nauczysz się żyć z terrorem, przemocą, albo umieraj. Realizm Graya jest może i prawdziwy, ale jednak trudny do zaakceptowania.

JAROSŁAW MAKOWSKI