12 września 2006

Tylko kapitalizm uratuje Kubę

Źródło: Rzeczpospolita: Tylko kapitalizm uratuje Kubę
12.09.2006

To nie amerykańskie embargo jest winne kubańskiej tragedii

Obecność zagranicznych inwestorów przynosi korzyści głównie kaście komunistycznych bonzów, a nie zwykłym obywatelom

Towary made in USA wyładowywane ze statków w kubańskim porcie to widok zaiste niezwykły. W grudniu 2001 r. Fidel Castro zezwolił na import ze Stanów Zjednoczonych produktów żywnościowych i lekarstw wartych 30 mln dolarów. Jego rodacy cierpieli z powodu straszliwych skutków huraganu Michelle. Wcześniej Kongres Stanów Zjednoczonych przegłosował ustawę, która rozluźniała rygory embarga handlowego nałożonego na komunistyczny reżim w 1962 roku. Pięć lat później amerykańskie embargo mimo złagodzenia niektórych sankcji trwa w najlepsze. Fidel Castro zaś nadal nie ma zamiaru gościć na swojej ziemi "krwiożerczych, amerykańskich kapitalistów".

DOKTRYNA WOLNEGO RYNKU

Dziś, gdy el Comandante odbywa rekonwalescencję po przebytej operacji, a władzę w kraju przejął jego brat Raúl, odżyła dyskusja na temat sensu utrzymywania sankcji handlowych wobec Kuby. Czy Waszyngton powinien znieść embargo, pozwalając amerykańskim firmom, by inwestowały na wyspie? Czy przyspieszyłoby to ostateczny upadek reżimu i otwarcie kubańskiej gospodarki na świat? A może rządzący republikanie, którzy liczą się przecież z głosami wyborców kubańskiego pochodzenia w USA, będą się twardo trzymać obecnego stanowiska?

Biały Dom wciąż czeka na rozwój wypadków i na razie koncentruje się na dementowaniu informacji o "planowanej inwazji" i "ingerencji w sprawy wewnętrzne Kuby". Coraz częściej jednak pojawiają się sygnały, iż blokada wyspy może zostać nieco rozluźniona. Administracja prezydenta Busha zastanawia się np. nad wprowadzeniem kontyngentu wizowego dla 20 tys. Kubańczyków rocznie, chcąc przyciągnąć do USA m.in. świetnie wykształconych lekarzy.

Jedna z amerykańskich firm farmaceutycznych otrzymała od rządu zezwolenie na współpracę z naukowcami hawańskiego Instytutu Biologii Molekularnej zajmującymi się lekami antynowotworowymi. A przedstawiciele przemysłu energetycznego apelują do Busha, aby zgodził się na inwestycje amerykańskich koncernów naftowych w bogate złoża ropy, odkryte kilka lat temu u wschodnich wybrzeży wyspy (wiercą już tam firmy z Kanady, Hiszpanii, Norwegii, Chin i Indii, których embargo nie obowiązuje).

Jednocześnie nie należy oczekiwać, iż sankcje zostaną zniesione z dnia na dzień. Taki krok byłby bowiem równoznaczny z przyznaniem się do porażki polityki Waszyngtonu wobec Kuby. Proces ten będzie raczej przebiegać etapami, a mogą go przyspieszyć jedynie działania lobbystyczne wielkiego biznesu. Według federalnej Komisji Handlu Zagranicznego USA straty samych tylko amerykańskich eksporterów spowodowane embargiem sięgają 1,2 mld dolarów rocznie.

Najważniejsza będzie jednak postawa władz Kuby: jeśli Raúl Castro, który prędzej czy później stanie się prawowitym i jedynym przywódcą kraju, podejmie reformy gospodarcze, będzie mógł oczekiwać na gest ze strony Amerykanów. Dla Waszyngtonu bowiem walka o demokrację, w jakimkolwiek zakątku globu, jest tożsama z walką o kapitalizm. To m.in. dlatego Biały Dom handluje z Chinami czy Wietnamem. Władze obu krajów z dużo większą zaciętością tępią politycznych przeciwników, niż czyni to Fidel Castro, ale w gospodarce postawiły na wolny rynek.

To doktryna obecna od wielu lat w amerykańskiej dyplomacji. Michael Novak, amerykański politolog, były doradca Ronalda Reagana, niezwykle wpływowy w kręgach neokonserwatystów, pisał w książce "Teoria klina": "Kapitalizm pozwala na poznanie idei, które kształtują wolne społeczeństwa. Kładzie podwaliny pod gospodarczy wzrost. Ten zaś wzmacnia klasę średnią, coraz bardziej świadomą swej politycznej siły. Z niej wywodzą się potem liderzy biznesu, którzy mogą stanowić polityczną alternatywę dla przywódców partyjnych czy wojskowych".

Także George W. Bush wierzy w to, iż tylko silna klasa średnia może zagwarantować stabilną demokrację w krajach zniewolonych. W jednym z przemówień w listopadzie 2003 r. podkreślał: "Klasa średnia powstaje dzięki rozwojowi wolnorynkowej gospodarki i wolnej przedsiębiorczości. To jej zasługą jest rozwój cywilizacyjny, a także technologiczny, który pozwala na omijanie cenzury i ucieczkę spod wszechobecnej kontroli państwa".

EMBARGO NA KREATYWNOŚĆ

Na Kubie klasy średniej nie ma. Poza nielicznymi wyjątkami prowadzenie prywatnego biznesu jest zakazane, a słowo "kapitalizm" kubańscy przywódcy wypowiadają jednym tchem ze słowem "faszyzm".

Kubańscy komuniści od kilku dekad dość skutecznie przekonują resztę świata, iż amerykańskie sankcje handlowe duszą ich gospodarkę, a chroniczne braki w zaopatrzeniu to wyłącznie wina jankeskich imperialistów. Zgromadzenie Ogólne ONZ od 14 lat, rok w rok, wyraża przytłaczającą większością głosów swój sprzeciw wobec sankcji.

Nawet jednak przeciwnicy embarga przyznają, że obwinianie administracji USA za fatalny stan gospodarki na wyspie jest nieuczciwe. Prof. William Ratliff, ekspert ds. kubańskich w Instytucie Hoovera, który od lat apeluje o zniesienie sankcji, twierdzi jednocześnie, iż za chroniczny kryzys na Kubie "w 95 procentach odpowiada sam reżim". Z kolei znany kubański dysydent Eloy Gutiérrez Menoyo mówił na początku sierpnia w wywiadzie dla hiszpańskiego dziennika "El País": "Trzeba przede wszystkim znieść embargo, które Fidel narzucił na przedsiębiorczość i kreatywność własnych obywateli".

Zwolennicy utrzymania ograniczeń w handlu twierdzą, że swobodna - przynajmniej teoretycznie - działalność firm australijskich, kanadyjskich czy hiszpańskich na Kubie nie doprowadziła do znaczącej poprawy sytuacji gospodarczej ani do zmiany polityki wobec dysydentów. Obecność zagranicznych inwestorów przynosi korzyści głównie kaście komunistycznych bonzów i wierchuszce armii, a nie zwykłym obywatelom. Kubańscy generałowie bogacą się m.in. na przemyśle turystycznym, tworząc spółki joint venture z europejskimi sieciami hotelowymi.

Nie ma też pewności, czy Fidel Castro (lub jego brat) w przypadku likwidacji embarga będzie chciał dopuścić amerykańskie firmy do rodzimych rynków. O ileż wygodniejsza jest bowiem sytuacja, w której kubańską gospodarkę dotuje - kwotą 2 mld dolarów rocznie - zapatrzony w Fidela wenezuelski prezydent Hugo Chávez.

Prezydent Bush jest często krytykowany za to, że w polityce zagranicznej ulega naciskom różnych lobby i staje się marionetką w rękach prezesów wielkich koncernów. Lecz w przypadku Kuby mamy do czynienia z sytuacją odwrotną. Bush działa tutaj wbrew interesom amerykańskich firm. Mówi o zasadach i moralności, które w polityce międzynarodowej są przywoływane wprawdzie często, ale przestrzegane nader rzadko.

SUKINSYN, ALE NASZ SUKINSYN

Fidel Castro pozostaje nadal romantyczną ikoną rewolucji wśród lewicowych elit w wielu krajach świata. Dlatego też może liczyć na ich wsparcie w walce z amerykańskim embargiem. Gdyby stał po drugiej stronie ideologicznej barykady, gdyby prześladował kubańskich komunistów, zrzucając ich do morza z samolotów, i wsadzał ludzi do więzień za posiadanie "Kapitału" Marksa, wówczas amerykańskie sankcje spotkałyby się z aplauzem "cywilizowanego" świata. Gdyby Fidel Castro dyskryminował czarnoskórą część społeczeństwa, tak jak czynił to przez lata reżim w Republice Południowej Afryki, embargo zostałoby niewątpliwie uznane za w pełni usprawiedliwione.

Arcybiskup Desmond Tutu, bohater walki z apartheidem w RPA, jeden z sygnatariuszy opublikowanego niedawno listu 400 intelektualistów wspierających kubański reżim, w lutym 1991 r. wystosował odezwę do społeczności międzynarodowej. Apelował w niej o utrzymanie sankcji wobec własnej ojczyzny. Cztery lata później napisał kolejny list otwarty, domagając się wprowadzenia sankcji wobec krwawej junty w Birmie.

Próżno czekać na podobny list abp. Tutu w sprawie embarga wobec Kuby. Albowiem dla współczesnych lewicowych intelektualistów Fidel Castro to, parafrazując Franklina D. Roosevelta, "wprawdzie sukinsyn, ale za to nasz sukinsyn".

MAREK MAGIEROWSKI, publicysta "Rzeczpospolitej"